Poznaj opinie osób, które były na EVS!
Ewelina Stolarz
[03.07.- 18.08.2006, w organizacji: Gondozási Központ, Nagyszénás, Węgry]Uważam, że wolontariat za granicą to nie tylko zdobycie doświadczenia, które można wykorzystać w przyszłości i poznawanie nowej kultury.To przede wszystkim nauka pokonywania różnych barier, nowe sytuacje i problemy, z którymi wolontariusz musi sobie poradzić. Według mnie te sytuacje sprawiają, że człowiek staje się bardziej otwarty na ludzi, stara się dostrzec ich punkt widzenia, który często wynika z różnic kulturowych i innego języka.
Moje miejsce zakwaterowania było identyczne z tym, co znalazłam w opisie projektu. Była to piętrowy dom gościnny przy kościele, w którym miałam do dyspozycji jeden pokój, taras, łazienkę z prysznicem , kuchnię oraz duży pokój z telewizorem. Podsumowując, zakwaterowanie oceniam pozytywnie, chociaż początkowo przerażała mnie myśl, że mieszkam sama w dużym domu.
Mój każdy dzień w Organizacji wyglądał następująco: od 9:00 do 10:00 przygotowywałam materiały, które później wykorzystywałam w pracy z dziećmi. Od 10:00 do 12:00 miałam lekcje języka węgierskiego. Następnie godzinna przerwa na lunch. Od 13:00 do 15:00 spędzałam czas z dziećmi - realizowałam swoje pomysły oraz korzystałam z pomocy i pomysłów dziewczyn z Organizacji. Pracę kończyłam o 15:30, po doprowadzeniu do porządku stanowiska pracy.
Współpraca z mentorem układała się pozytywnie - jeśli pojawiały się problemy, rozwiązywaliśmy je wspólnie.
Magda Pięta
[01.06 - 30.11.2006, w organizacji: Youth Information Centre, Caterini, Grecja]O EVS dowiedziałam się od koleżanki ze studiów, która po 6 m-cach wolontariatu w Luxemburgu, gorąco polecała tego typu wyjazd. Długo się nie zastanawiając postanowiłam wziąć urlop dziekański i ruszyć w świat. Na początek znalazłam organizację wysyłającą (i tu ukłon do GAI:), a potem szukałam odpowiadający mi projekt. Grecja pojawiła się przypadkowo, ale oby więcej takich przypadków w moim życiu.Dostałam ofertę pracy w Centrum Informacji Młodzieżowej w małym miasteczku niedaleko Salonik.No i zgodziłam się. Trochę czasu upłynęło zanim wszystkie formalności zostały dopięte na ostatni guzik, ale w końcu w czerwcu 2005 roku wsiadłam na pokład samolotu lecącego do Grecji.
Na projekcie, oprócz mnie był jeszcze Włoch, który mimo początkowych zgrzytów, wynikających z różnic kulturowych, okazał się świetnym przyjacielem i był dla mnie jak brat. Wspieraliśmy się nawzajem, bo niestety nie obyło się bez problemów w pracy. Trochę ciężko było się przystosować do greckiego sposobu i tempa pracy. Ale ostatecznie udało nam się zorganizować festiwal antyrasistowski i asystować przy prowadzeniu kilku szkoleń. W przerwach w pracy dużo podróżowaliśmy razem z pozostałymi wolontariuszami z Grecji. Pomimo wielonarodowości, byliśmy jak wielka rodzina.
To niesamowite jak wzbogacający może być taki wyjazd i mimo, że było kilka momentów kiedy chciałam się poddać, bo projekt nie do końca był taki jak sobie wyobrażałam, dziś uważam, że była to najlepsza przygoda mojego życia. Poprzez mieszkanie na obczyźnie i obcowanie z ludźmi z przeróżnych krajów dowiedziałam się bardzo wiele o sobie, poszerzyłam swoje horyzonty, nauczyłam jak radzić sobie w trudnych chwilach, i nawiązałam bezcenne, multikulturowe przyjaźnie.
Więc jeśli jeszcze ktoś z Was waha się czy jechać na EVS, szczerze radzę: nie traćcie czasu, składajcie papiery!!!